Pokazywanie postów oznaczonych etykietą miejskie czytanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą miejskie czytanie. Pokaż wszystkie posty

środa, 20 sierpnia 2008

"Chłopiec z latawcem" - Khaled Hosseini

O przeczytaniu tej książki myślałam od dawna. Problemem było jej zdobycie. W bibliotece nie mają, w księgarniach drogo, na Podaju posucha. W końcu ściągnęłam sobie egzemplarz przez międzynarodową stronę wymiany książek. W razie jakichkolwiek nieścisłości – mogą one wynikać z różnic w polskim i angielskim wydaniu.


Już pierwsze zdanie i cały pierwszy akapit zawładnęły moim umysłem i sercem. „I became what I am today at the age of twelve, on a frigid overcast day in the winter of 1975.”. Poczułam się, jak gdybym siedziała na kolanach u dziadka, w mroźny , zimowy wieczór, w kominku płonąłby ogień, a on opowiadałby mi dzieje swojego życia. I tym autor zdobył moje zainteresowanie już na samym początku.


Książka ta opowiada o uczuciach, o tym, co w nas dobre, piękne, jak również o tym, co przerażające i ohydne. Odkrywa przed nami historię rodziny, lecz także historię kraju. Kraju, który wiele przecierpiał w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, i który jeszcze wiele przecierpi, bo niestety nie widać końca konfliktu w Afganistanie. Pokazuje nam jego piękno, opowiada o ludziach w nim mieszkających, o ich życiu codziennym, zwyczajach, świętach, o tym jak się bawią, modlą, świętują, kochają, jak funkcjonują ich rodziny, jak wyglądają relacje społeczne.


Ale głównie opowiada o chłopcu. Chłopcu i jego przyjacielu. Chłopcu i jego ojcu. Chłopcu i jego żonie. Chłopcu i… Wydaje mi się, że ciągu czytania tej książki nigdy nie przeczytałam więcej niż 2 rozdziały naraz. Zbyt wiele ta książka poruszała emocji, zbyt wielki ładunek uczuciowo-psychologiczny przekazywała, zbyt wiele pytań powstawało w mej głowie. Ale tak jest lepiej, to nie jest zwykły chick lit, który można połknąć w godzinę, czy dwie. To książka, o której się myśli nawet wtedy, kiedy się jej akurat nie czyta. Wszystko jeszcze „kotłuje” się w mojej głowie, dlatego też trudno było mi cokolwiek na jej temat napisać.


Może i Khaled Hosseini to tylko świetny rzemieślnik, jak twierdzą niektórzy. I, że ta książka, to tylko przykład dobrego warsztatu. Może, nie mi o tym sądzić, nie jestem ekspertem. Ale ta książka dla mnie jest przepięknym prezentem za który bardzo mu dziękuję. I dlatego „Chłopiec z latawcem” pozostanie u mnie na półce. I już zamówiłam „A Thousand Splendid Suns”, żeby sobie jeszcze jeden taki prezent sprawić :)

czwartek, 14 sierpnia 2008

Berlin Alexanderplatz - Alfred Döblin

Zdecydowałam się przeczytać tą książkę nic o niej nie wiedząc, tylko i wyłącznie dla jej tytułu – „Berlin Alexanderplatz”.
W 99% sprawdzam książki zanim zdecyduję się je przeczytać (zwłaszcza te, których nie mogę otworzyć wcześniej i chociaż przejrzeć). Jednakże ci, którzy mnie znają, wiedzą o moim zwariowaniu na temat Berlina, a ten plac i jego okolice, to jedno z moich ulubionych miejsc. Dlatego tym razem zdecydowałam „w ciemno”.

Najpierw nie mogłam zdobyć nigdzie tej pozycji, jednakże uratowała mnie jedna z użytkowniczek BiblioNETki, która zdecydowała się pożyczyć mi ją na czas bliżej nieokreślony.


I tak zaczęła się moja przygoda z tą pozycją. Przyznam się bez bicia, że miałam z nią ciężką przeprawę! Sama historia – dzieje Franciszka Biberkopfa jest wciągająca. Franka spotykamy w bramach więzienia Tegel, skąd (po odsiedzeniu kilku lat za zabójstwo) właśnie zaczyna on nowy rozdział swego życia. Franek obiecuje sobie żyć i pracować uczciwie, trzymać się z dala od kłopotów i dawnych znajomych. Co z tego wyjdzie? Jak skończy się cała historia? Co czeka Franka w ciągu jednego tylko roku od tej ważnej chwili? Nie chcę zdradzać fabuły, jednak wspomnę tylko, że rozdziałów w swym życiu będzie on otwierał i zamykał jeszcze przynajmniej kilka. Otaczać go będą mniej lub bardziej ciekawe postacie, przyjaciele i wrogowie – jak to w życiu bywa. Będzie miał sporo pecha i całkiem wiele szczęścia. Jednak na końcu stwierdzi on „Ale jest również piękniej i lepiej żyć razem z innymi. Wtedy odczuwam wszystko i wiem podwójnie. Okręt nie stoi pewnie bez wielkiej kotwicy, a człowiek nie może istnieć bez wielu ludzi. Teraz lepiej będę wiedział, co dobre i co złe.”. Czy tak będzie faktycznie? Nie wiem, ale chce się Franciszkowi wierzyć. Tyle, o samej historii.


Ciężką przeprawę zagwarantował mi język i styl użyty w tej książce. W przedmowie (w moim przypadku przeczytanej na końcu ;)) można przeczytać „Ambicją Döblina nie było wszakże pisywanie „normalnych" powieści. Ten urzeczony marzeniem o monumentalnej epice artysta nie kroczył szlakami wytyczonymi przez klasyków rodzaju, lecz - jak mówi Claude David - rozbijał formy powieści, tak jak inni przed nim rozbijali ramy liryki czy dramatu. Ta destrukcja formy powieściowej nie była jednak mechanicznym rozszerzeniem na jeszcze jedną dziedzinę „rozbijackich" tendencji ekspresjonistycznej poezji i dramaturgii, nie wynikała też z nieudolności ani ze snobistycznego pościgu za osiągana oryginalnością.”. Wiele razy (szczególnie przez pierwszych 200 stron) czułam się, jak gdybym czytała 10 książek na raz + gazetę z ogłoszeniami. Wątek przerywany jest bardzo często wtrętami, które nie mają żadnego logicznego uzasadnienia i powiązania z tematem książki, np. w trakcie jednej z wędrówek Franka po Berlinie dowiadujemy się też jak różne rośliny reagują na zimno. Przyznam, że wtręty te zdecydowanie „obrzydzały” mi czytanie. Nie ten typ.


Berlin jest bardzo mocno osadzony w tejże książce. Wiele ulic, skwerów, dzielnic poznajemy dosyć dokładnie, wiemy, jak wyglądały w latach 20-tych poprzedniego wieku, jakie funkcje pełniły. Możemy dowiedzieć się wiele o architekturze, komunikacji, ekonomii, stosunkach społecznych. Dla mnie opisy Berlina były „wartością dodaną”, bo mogłam sobie porównywać wygląd wielu miejsc które znam :)

Sumując – historia ciekawa, jednakże przez właśnie to „rozbijanie powieści” nie rozkoszowałam się tymi 600 stronami lektury.

czwartek, 31 lipca 2008

"Zbrodnia i kara" - Fiodor Dostojewski


Przyszła w końcu pora na moją pierwszą recenzję książki opublikowaną w Internecie. Bo tych napisanych dawno temu w ramach opisywania lektur szkolnych nie liczę do szacownego grona recenzji ;)


Do dzisiaj nie wiem dlaczego, ale nie zdołałam wcześniej przeczytać dzieła jednego z klasyków literatury rosyjskiej, Fiodora Dostojewskiego – „Zbrodnia i kara”. Postanowiłam więc nadrobić zaległości.


Jest to moim zdaniem niesamowite studium umysłu i uczuć ludzkich. Poznajemy od podszewki motywy zbrodni, upadku, ambicji, miłości, lęku, podłości, przemiany… Razem z Raskolnikowem przeżywamy jego przemianę z biednego eks-studenta, przez zdeterminowanego manią swojej wielkości zabójcę, aż do końcowego zrozumienia samego siebie i zezwolenia na swój los.


Książka zaczyna się opisem sytuacji życiowej Rodiona Raskolnikowa – ubogiego eks-studenta prawa. Znajdujemy go rozmyślającego w swej klitce. Duma on nad regułami rządzącymi społeczeństwem i jednostkami ludzkimi. Czy istnieje podział na jednostki wybitne, którym właściwie wszystko wolno, byleby zrealizować ich misję społeczną, ku dobru reszty, zwyczajnych obywateli? Czy można w tym celu popełniać zbrodnie? Jeżeli tak, to czy należy takie jednostki - „nadludzi” – karać? Te i inne myśli zaprzątają jego głowę również, gdy idzie po raz kolejny do Alony Iwanowej, lichwiarki. Udaje się tam w celu „sprawdzenia” terenu planowanej zbrodni. Kontynuując rozmyślania na temat samowolnie ustalonych przez jednostkę zasad i ich wpływu na społeczeństwo decyduje się on nie zabijać lichwiarki. Jednakże otrzymuje on list od swej matki i siostry, które informują go m.in. o planowanym zamążpójściu siostry. Widzi on je (zresztą zgodnie z prawdą) jako poświęcenie Duni w celu zapewnienia jemu lepszego startu życiowego. Wpływa to na zmianę decyzji i w rezultacie na zabójstwo lichwiarki oraz jej siostry Lizawety. Od tego momentu obserwujemy męczarnie psychiczne Raskolnikowa, rozmyślania o zbrodni, karze, śmierci, społeczeństwie… Rezultatem tych rozmyślań (jak i czynników dodatkowych – ludzi dookoła Raskolnikowa, wydarzeń w które się wplątuje) jest jego zgłoszenie się na komisariacie i przyznanie do winy. Książka kończy się krótkimi opisem pierwszego roku sybirskiego zesłania Raskolnikowa, gdzie przechodzi on metamorfozę światopoglądową i dochodzi do punktu zrozumienia siebie, powrotu do Chrystusa i oczekiwania na przyszłe życie z Sonią Siemionowną.


Dostojewski stworzył bardzo ciekawe postacie, zarówno te pierwszo-, jak i drugoplanowe. Mamy więc m.in. przepełnioną miłością do rodziny oraz czystością zasad siostrę Raskolnikowa – Dunię Romanowną. Jest też jego miłość – Sonia Siemionowna, dobra, słodka, pobożna dziewczyna, zmuszona sytuacją rodzinną do sprzedawania swego ciała na ulicy; która dzięki pomocy kilku osób rzuca swoje zajęcie i podąża z Raskolnikowem na jego zesłanie na Syberii. Jest przyjaciel Raskolnikowa – Dymitr Razumichin, człowiek, który jest przy nim przez cały czas, starając się pomagać, jak tylko możliwe, wspierać, rozumieć – ideał przyjaciela. Jest również Porfiry Pietrowicz, sędzia śledczy, który prowadzi z Raskolnikowem skomplikowaną grę psychologiczną, która miała na celu nie tyle (lub nie tylko) uświadomienie Raskolnikowowi jego winy, lecz również zrozumienie przyczyn zbrodni oraz uświadomienie czynników łagodzących. Jest to tylko część z barwnych postaci występujących w książce.

Sankt Petersburg ukazany jest oczami osób biednych, poznajemy zaułki nędzarzy, dzielnice zamieszkane przez lichwiarzy, prostytutki, pijaków, pełne łajna i brudu. Lecz podczas wędrówek Raskolnikowa po mieście możemy również czasami dostrzec piękno miasta – np. panoramę miasta z mostu Mikołajewskiego. Jednakże generalnie miasto to ukazane jest jako miasto zdemoralizowane, pełne niechętnych obcokrajowcom drobnych cinkciarzy i oszustów.


Dostojewski tworząc „Zbrodnię i karę” używał obrazowego, „soczystego”, dostosowanego do całej koncepcji książki, języka. Przykładem może być tenże cytat:

„I na tym osadzają się wszelkie ich podejrzenia! Niech to czarci wezmą! Rozumiem, że jest to irytujące, ale na twoim miejscu, Rodia, roześmiałbym się im wszystkim w twarz, albo jeszcze lepiej: naplułbym im w mordy, i to zawiesistym charkiem, sprałbym ich po pyskach, biłbym sprytnie, jak trzeba i na tym rzecz zakończył. Plwaj na nich!”


Kończąc – cieszę się, że w końcu zdołałam przeczytać tą książkę. Zdecydowanie zachęciła mnie ona do kontynuowania poznawania dzieł klasyków rosyjskich.

I tak oto kończy się mój debiut na niwie recenzji książkowych.


Pocztówki pochodzą z Wikipedii.