O przeczytaniu tej książki myślałam od dawna. Problemem było jej zdobycie. W bibliotece nie mają, w księgarniach drogo, na Podaju posucha. W końcu ściągnęłam sobie egzemplarz przez międzynarodową stronę wymiany książek. W razie jakichkolwiek nieścisłości – mogą one wynikać z różnic w polskim i angielskim wydaniu.
Już pierwsze zdanie i cały pierwszy akapit zawładnęły moim umysłem i sercem. „I became what I am today at the age of twelve, on a frigid overcast day in the winter of 1975.”. Poczułam się, jak gdybym siedziała na kolanach u dziadka, w mroźny , zimowy wieczór, w kominku płonąłby ogień, a on opowiadałby mi dzieje swojego życia. I tym autor zdobył moje zainteresowanie już na samym początku.
Książka ta opowiada o uczuciach, o tym, co w nas dobre, piękne, jak również o tym, co przerażające i ohydne. Odkrywa przed nami historię rodziny, lecz także historię kraju. Kraju, który wiele przecierpiał w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, i który jeszcze wiele przecierpi, bo niestety nie widać końca konfliktu w Afganistanie. Pokazuje nam jego piękno, opowiada o ludziach w nim mieszkających, o ich życiu codziennym, zwyczajach, świętach, o tym jak się bawią, modlą, świętują, kochają, jak funkcjonują ich rodziny, jak wyglądają relacje społeczne.
Ale głównie opowiada o chłopcu. Chłopcu i jego przyjacielu. Chłopcu i jego ojcu. Chłopcu i jego żonie. Chłopcu i… Wydaje mi się, że ciągu czytania tej książki nigdy nie przeczytałam więcej niż 2 rozdziały naraz. Zbyt wiele ta książka poruszała emocji, zbyt wielki ładunek uczuciowo-psychologiczny przekazywała, zbyt wiele pytań powstawało w mej głowie. Ale tak jest lepiej, to nie jest zwykły chick lit, który można połknąć w godzinę, czy dwie. To książka, o której się myśli nawet wtedy, kiedy się jej akurat nie czyta. Wszystko jeszcze „kotłuje” się w mojej głowie, dlatego też trudno było mi cokolwiek na jej temat napisać.
Może i Khaled Hosseini to tylko świetny rzemieślnik, jak twierdzą niektórzy. I, że ta książka, to tylko przykład dobrego warsztatu. Może, nie mi o tym sądzić, nie jestem ekspertem. Ale ta książka dla mnie jest przepięknym prezentem za który bardzo mu dziękuję. I dlatego „Chłopiec z latawcem” pozostanie u mnie na półce. I już zamówiłam „A Thousand Splendid Suns”, żeby sobie jeszcze jeden taki prezent sprawić :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz